niedziela, 24 stycznia 2016

Kreatywne Spojrzenie #2

    Ohayo wszystkim!
    Wiem, jestem niedobra, bo od dwóch tygodni nie ma rozdziału. Gomenasai!
   W tym Kreatywnym Spojrzeniu mam wykorzystać trzy elementy:
   ♠ śnieg;
   ♢ elementy paranormalne (nie, to nie jest dosłowny zwrot, jaki macie użyć, tylko w opowiadaniu mają się pojawić elementy paranormalne);
   ♣ lód (w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa).
   I znów moje opowiadanie autorskie, tym razem yaoi (przynajmniej miało być yaoi, a czy wyszło, to nie wiem) o... Wampirkach! <3 (I znowu narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia mężczyzny... Bosz, co ja z nią mam).
   Soł, mam nadzieję, że się podoba.
   Enjoy!
   E&K ♥
   Zastanawiałem się, gdzie jest Stefan. Miał być w domu godzinę temu, a znów się spóźniał. Czyżby znowu urządzał sobie ucztę w parku albo koło nocnego klubu?
   Patrzyłem, jak minutowa wskazówka zegara szafkowego powoli zmierza do dwunastki. Stefana dalej nie było. Ten chłopak kiedyś doprowadzi mnie do szału.

   Trzy minuty po północy usłyszałem skrzypienie śniegu na dworze, a dwadzieścia sekund później klucz przekręcany w zamku.
   Dopiłem moją whisky i oparłem policzek na dłoni.
   — Cześć, Silvester — przywitał się osiemnastoletni chłopak. Stefan był wysoki, ciemnowłosy, o pokaźnych mięśniach i szerokiej szczęce. Jego skóra była bledsza niż moja, zapewne z powodu tego, że przed chwilą wrócił z dworu. Po jego rubinowoczerwonych tęczówkach poznałem, że dopiero co się posilił.
   — Cześć, Stefan. Siadaj.
   Nalałem białego wina do dwóch kieliszków, jak codzień. Stefan zdjął mokre tenisówki i mokrą od śniegu koszulkę i usiadł na podłodze naprzeciw mnie. Mogłem podziwiać jego umięśnioną klatkę piersiową.
   — Dlaczego ty nigdy nie wychodzisz na miasto? — spytał. Pytał tak co jakiś czas, a ja wtedy wiedziałem, że dobrze się bawił.
   Wzruszyłem ramionami. Prawda była taka, że balem się stracić nad sobą kontrolę. Miałem Stefana i on mi wystarczał jako źródło krwi.
   — Dwie laski się do mnie przystawiały — oznajmił, najwyraźniej dumny z siebie.
   — I jak smakowały? — spytałem, tłumiąc w sobie zazdrość.
   — Jedna miała A Rh+ i sporo wódki, a druga A Rh- i mieszankę koniaku z piwem.
   Upiłem łyk wina i spojrzałem na zegarek. Pięć minut po północy. Czas na codzienną dawkę krwi.
   — Spóźniłeś się.
   Stefan spuścił głowę.
   — Przepraszam. Powinieneś też kiedyś pójść ze mną się zabawić. Siedzisz tutaj całe noce, potrzebujesz rozrywki — powiedział.
   Westchnąłem ciężko. Stefan czasem bywał uparty jak dziecko.
   — Nigdzie nie zamierzam wychodzić — oznajmiłem i przyzwałem go do siebie gestem. Młody wampir dopił resztę alkoholu i podszedł do mnie.
   Zwykle, żeby wypić jego krew, wstawałem, ale dzisiaj postanowiłem nieco odejść od rutyny. Używając telekinezy, przyciągnąłem go ku sobie.
   Jego mina była bezcenna. Mocą popchnąłem go na swoje kolana i objąłem. Jego skóra była zimna jak lód, ale nie przejmowałem się tym. Pochyliłem się nad Stefanem i uśmiechnąłem leciutko.
   — Boisz się?
   — Czego miałbym się bać? — spytał, ale głos mu trochę zadrżał. Gdyby jego serce jeszcze biło, zapewne teraz dudniłoby w szaleńczym tempie.
   — Na przykład mnie?
   Odchyliłem jego głowę i wbiłem kły tam, gdzie wbijałem je co noc. Pociągnąłem łyk krwi chłopaka.
   Stefan jęknął. Jedną ręką rozpiął moją koszulę, drugą delikatnie odchylił moją głowę, po czym sam ugryzł mnie w miejsce między obojczykiem a szyją. Poczułem, że Stefan pije moją krew.
   Teraz dopiero rozumiałem, co czuł Stefan, kiedy to ja go gryzłem.
   W brzuchu miałem tysiące motyli, moja skóra nagle zrobiła się ciepła, jakbym znowu był człowiekiem. Myślałem, że zaraz eksploduję.
   Pospiesznie wyciągnąłem kły z ciała siedemnastolatka. Niestety, przez nieuwagę rozorałem zębami jego skórę. I poleciała krew.
   Cóż zrobić, nie wolno marnować jedzenia. Zlizałem ją z obojczyka Stefana.
   Chłopak przestał ssać moją krew i wyjął kły.
   — Poczułem się znowu jak szesnastolatek w łóżku — powiedział i uśmiechnął się figlarnie.
   — Kocham cię, Stefan — wyznałem mu i wpiłem się namiętnie w jego wargi. Wampir oddał pocałunek.
   Miło byłoby powiedzieć „i żyli długo i szczęśliwie. Koniec”. Ale wcale nie było długo, jak na wampiry. Po dwudziestu latach znalazł nas łowca wampirów. Napadł na nas akurat wtedy, kiedy piliśmy swoją krew. Wyssałem całą krew Stefana. Wolałem, żeby zginął bezboleśnie z mojej ręki, niż gdyby miał być torturowany przez łowcę.
   Do dzisiaj wspominam go z czułością. Mam nadzieję, że spotkamy się po śmierci, dokądkolwiek wampiry idą po śmieci.

2 komentarze:

  1. Hejo kochana! :3
    A ja myślałam, że będzie rozdział ;(
    Cóż... Ciekawa notka. Bardzo się cieszę, że pojawiły się wampirki! ♥ Hah. Tylko nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji xD W sumie to dobrze, że wampir zabił Stefana, by ten nie cierpiał.
    Czekam na rozdział! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    nie spotkałam się z taką wizją wampirów, ciekawe :) podoba mi się!
    wioskaslow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń